wtorek, 11 czerwca 2013

Rozdział 7 - O tym, że szczęście mamy czasami na wyciągnięcie ręki...

Tego wieczora na długo pozostaliśmy w szatni, milczeliśmy, chłopaki winili samych siebie, a ja dodawałam im otuchy, mówiąc, że każdy prawdziwy kibic nadal z nimi będzie, bo to o nich właśnie najbardziej martwili się piłkarze. Sądzili, że zawiedli ich jak nigdy. Do domu wróciliśmy grubo po drugiej w nocy. Ucałowałam Gerarda w jego łysą głowę i jeszcze raz zapewniłam, że jego samobój, chociaż nie pomógł, nie zdecydował o niczym i mógł się przydarzyć każdemu. Zaaplikowałam sobie długi, ciepły prysznic, by zmyć z siebie trud tego dnia. Potem owinęłam się ręcznikiem i udałam przez ciemny korytarz do swojego pokoju. Z mokrych włosów, ściekały mi kropelki wody, głucho lądując na panelach. Kiedy gdzieś pod kołdrą, szukałam swojej piżamy, usłyszałam skrzypnięcie drzwi, oznajmujące, że ktoś je otworzył. Odwróciłam się i ujrzałam Cesca.
- Kocham cię. - oznajmił. Rozchyliłam usta, patrząc na niego wzorkiem kogoś, kto sam już nie wie co jest rzeczywistością, a co tylko snem, lub wybrykiem jego wyobraźni. I tak właśnie się w tym momencie czułam. Jak ktoś wyrwany z rzeczywistości.
- Kocham cię, Carmen. - powtórzył, powoli podchodząc do mnie. Zatrzymał się, kiedy dzieliły nas już tylko centymetry. W pokoju paliły się tylko niewielkie lampki na oknie, ale widziałam jak ich światło odbija się w jego ciemnych, wpatrujących się we mnie oczach. Nagle wszystko stało się dla mnie jasne. Zarówno zachowanie piłkarza, jak i moje, którego nie byłam w stanie pojąć.
- Powtórz. - poprosiłam, zaskakująco dla mnie, drżącym głosem, który ledwo wydobył się z mojego gardła. Dlaej bowiem nie wierzyłam, że to właśnie chciał powiedzieć.
- Kocham cię. - wyszeptał po raz trzeci i nie czekając na moją reakcję musnął moje wargi, by po chwili zaskoczyć mnie namiętnym pocałunkiem. Kiedy się ode mnie odsunął ujrzał mój szeroki uśmiech i chyba również wypieki na policzkach. Byłam autentycznie szczęśliwa z takiego obrotu sytuacji. Po chwili tradycyjnie Cesc wpakował mi się pod kołdrę i zasnęliśmy objęci, by od następnego dnia zacząć na nowo naszą historię.


THE END