sobota, 18 maja 2013

Rozdział 5 - O prawdziwym katakliźmie na treningach w Barcelonie

- Co wy macie z tymi zakładami? Nie możecie się o pieniądze, albo nie wiem, flaszkę założyć? Ty zgoliłeś głowę, Dani przefarbował łeb na łyso, zaraz Fabregas zapuści włosy do ramion, jak wejdziecie do finału! - oburzyłam się widząc łysy łeb swojego przyjaciela. Tego dnia wkurzało mnie ewidentnie wszystko, łącznie ze świecącą mi przed nosem łepetyną Pique. Debile! I wieczne dzieci, których trzeba pilnować, żeby sobie czegoś nie zrobiły! Nawet do fryzjera mam z nimi chodzić?
- To nam raczej nie grozi. - mruknął z kanapy Cesc. No przypominając sobie tą rzeź z Alianz Areny, to Czesiu wyjątkowo ma absolutną rację.Gerard, który się z nami widocznie nie zgadzał, prychnął zniesmaczony.
- Może trenować trzeba było, a nie do fryzjera łazić? Mam wrażenie, że z włosami ci i waleczności zabrakło. Nie patrz tak na mnie. Widziałam twój wzrok po pierwszym golu! To był ten, który prezentujesz jak przegrywacie trzy do zera, wszystkie zmiany wykorzystane, a poprawy brak i jest osiemdziesiąta któraś tam minuta! Tak się kurwa Gerard nie gra! - oświadczyłam na zakończenie i wraz ze swoją już zimną kawą weszłam do kuchni, by coś z tym fantem zrobić. Po chwili usłyszałam Gerardowe "przechodzi fazę złości". Zabrzmiało to całkiem obojętnie. Czyżby się przyzwyczaił?


- Kurwa! No ja pierdole! - aha. Daniemu wyłączył się mechanizm cenzurujący! Musicie bowiem wiedzieć, że piłkarze to z reguły dobre dzieci, ale jak im się czasami taki mechanizm wyłączy, to trzeba by wszystko wypikać, nie mówiąc już o meczach.
- Pojebało cię Villa?! - dalej słychać wrzask Alvesa, leżącego na ziemi i trzymającego się za nos. Jesteśmy na treningu pragnę zauważyć. I już są pierwsze straty w ludziach. David ze zdecydowanie zbyt bliskiej odległości od obrońcy chciał bowiem posłać prawdziwą rakietę do bramki Pinto, ale niestety owa rakieta napotkała przeszkodę. A tą przeszkodą była twarz Brazylijczyka. Krwawiący obecnie nos, jeżeli chcemy się już zagłębić w szczegóły.
- No to gdzie, kurwa, stoisz?! - odparł El Guaje, podchodząc do kolegi i podając mu rękę, aby pomóc mu wstać. Nie muszę chyba wspominać, że mina Vilanovy była jednoznaczna i mówiła mniej więcej "Boże kochany, dlaczego mnie tak karzesz pracą z tymi bezmózgimi istotami? A ludzie się dziwią, że Pep musiał rok odpoczywać po takim katakliźmie".
- W obronie tumanie! Tyle lat piłkę kopiesz, a dalej pozycji nie rozróżniasz?! - wymachiwał rękoma Dani. Muszę przyznać, że ich treningi to dość komiczne wydarzenia.
- Peace and love, dzióbeczki! - oświadczył Alexis, uwieszając się im na ramionach.
- Ej, ej! Ja bardzo tolerancyjny jestem! Znoszę głupotę Torresa, jak mnie z nim do jednego pokoju na zgrupowaniu przydzielają, znoszę brak gry, nawet tego tu tumana znoszę! Nie mam nic do osób innej orientacji! Ale łapy ode mnie precz! - zawył Villa. Niektórym potrafi się też włączyć głupota. Z reguły to im wszystkim potrafi się włączyć głupota. Dlatego nie jeżdżę z nimi na mecze, gdzie niezbędny jest pobyt w hotelu. Raz Gerard zabrał mnie na dwutygodniowe zgrupowanie reprezentacji. Przy tym co oni tam robili to Sodoma i Gomorra to jest nic. Nie wiem jakim cudem tamten ośrodek jeszcze stoi na swoim miejscu. Jakim cudem, on w ogóle stoi po dziś dzień!
- Spokojnie Davidku, ja przecież w pełni babiarzem jestem! - uniósł ręce Sanchez.
- O! W końcu się przyznał. - zaśmiał się Pedro i pokazał swoje uzębienie. Czylijczyk chyba chciał mu odpowiedzieć, ale wrzask Tito im przerwał.


- Gdzie Villa? Potrzebuje go! - oświadczył mi nad uchem Adriano, który trenować dziś nie musiał. Jakby to wytłumaczyć...
- Zapierdala karne kółka, za cyrki na treningu. Dani i Alexis też. - uśmiechnęłam się najpiękniej jak potrafiłam. Przez chwilę mina mężczyzny wyrażała totalne zdezorientowanie. No tak, jeżeli opuściłeś choć jeden trening, to ominęło cię znacznie więcej niż możesz sobie wyobrazić.
- Miło.- oznajmił w końcu piłkarz i wzruszając ramionami dosiadł się do mnie. Muszę przyznać, że siedzenie sobie przy końcu murawy i obserwowanie treningu w tym ciepłym, wiosennym słoneczku było całkiem przyjemnym zajęciem. Panowie sobie grali, ci co mieli, biegali swoje karne kółeczka, a ja siedziałam i nawet zimną lemoniadę od Adiego dostałam! Żyć nie umierać! No może jeszcze jakiś leżaczek by się przydał, bo trybun brak, a ławka trenerska jest w cieniu. Za czasów Pepa bywały treningi gdzie każdy, co do jednego zapierdzielał karne kółka, do momentu aż nie padł pyskiem na murawę i nie byli go w stanie ruszyć równie zmęczeni koledzy. Z czasem jednak Guardiola doszedł do wniosku, że ich nieszkodliwej w gruncie rzeczy głupoty, po prostu nie da się już nijak oduczyć. Od tego momentu panowie karne kółeczka biegają tylko za spore spóźnienie i kiedy Tito naprawdę zaczyna brakować cierpliwości.
- Villa jak matkę kocham, zaraz tak ci przyłożę, że będziesz zęby zbierał z murawy! - wywrzeszczał Alves na całe boisko. Tak, znów oberwał od Davida. Znów nieumyślnie, kiedy ten wykopywał piłkę do kolegów. Trener Blaugrany popatrzył na piłkarzy, machnął ręką i dosiadł się do nas, zabierając ostatnią butelkę lemoniady. Czyli trening skończony.


Tego, w jak potężną konsternację zapadłam, kiedy po przekroczeniu progu mojego mieszkania zobaczyłam wynoszących pudła współlokatorów, chyba nie da się ni jak popisać. Po prostu zatrzymałam się w drzwiach, dalej trzymając rękę na klamce i z rozdziawioną buzią wpatrywałam się w te cholerne pudła. Czyli jednak moje przypuszczenia się sprawdziły! Fabregas się wyprowadza!
- Cesc, dlaczego mi to robisz?! - nie kontrolowałam tego. To zdanie, które niemal wypiszczałam, samo, bez mojej zgody wypłynęło mi z ust. I wtedy to ich zamurowało. Spojrzeli po sobie zdziwieni, a potem Cesc odłożył to co miał w rękach na ziemię i podszedł do mnie.
- Car, co ty wygadujesz? - zapytał zdziwiony, łapiąc mnie za ramiona i ściągając brwi. Poczułam, że muszę go zatrzymać. Po prostu muszę! Nie pozwolę mu ot tak, nas zostawić. Mnie zostawić! O nie, nie ma mowy Fabs. Zapomnij!
- Czemu się wyprowadzasz?! - ponownie zapiszczałam. Chyba muszę poćwiczyć barwę głosu, kiedy jestem zrozpaczona. Pisk nie jest najprzyjemniejszy.
- Co robię? - otworzył szerzej oczy, a Pique stojący z tyłu nagle zaniósł się tak szaleńczym śmiechem, jakiego dawno u niego nie słyszałam. Musiał aż usiąść na podłodze, trzymając się za brzuch, a wolną ręką wskazywał na mnie w geście mówiącym, że właśnie palnęłam coś nie zywkle nieodpowiedniego.
- Carmen, to tylko moje stare, niepotrzebne rzeczy. Nigdzie się nie wyprowadzam. - oświadczył ze spokojem Czesław, ale widziałam w jego oczach rozbawienie. No to się wpierdoliłaś, Carmen Rodriguez. Po uszy, można powiedzieć. Spuściłam wzrok i przeprosiłam za scenę, którą odstawiłam. Gerard dalej leżał na podłodze, pragnę zauważyć. Drugi z piłkarzy za to stwierdził, że nie ma sprawy i zanim wyszedł z pudłem, pocałował mnie delikatnie w policzek.
- Ktoś tu się zabuuuuujał. - zaśpiewał mi Pique do ucha, idąc w ślady przyjaciela, chwilę potem. Tylko ja uważam, że jestem skończoną idiotką?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz